Jakie głupie pytanie. Czy po mnie nie widać, czego chcę? Ślinię się i
patrzę cały czas w jeden, ten sam punkt odkąd usiadłem. Jest taki
niedostępny. Można się do niego dobrać tylko za pomocą warg i rąk.
Odkąd pamiętam, mam brudne myśli o najzwyklejszych rzeczach. Zaczęło mnie to coraz częściej spotykać, kiedy poprosiłem mamę, żeby dała mi najzwyklejszą w świecie bułkę. Nawet nie chcę sobie przypominać, jak ją wtedy nazwałem. To było takie... niesmaczne. Wtedy mamusia dowiedziała się, co jej siedmioletni synulek myśli o ''tyłach'' jego koleżanek.
Mając szesnaście lat, wypowiedziałem się w ten sam dziwny sposób o zwykłej kredzie do tablicy. Nauczyciel wziął mnie za tanią dziwkę, która, żeby zapomnieć o swoich problemach, bierze amfę. Do końca mojej nauki wolałem unikać nauczyciela. On korzystał z usług takich panienek. I wtedy to pierwszy raz przywitałem się z psychiatrą, który wypytywał mnie o jakieś nieistotne momenty mojego życia. Pytanie, które wydawało mi się oczywiste, najbardziej zaniepokoiło psychiatrę. Zapytał, jakim filmem byłoby moje życie. Odpowiedziałem, że byłaby to nudna biografia, która nie zmuszałaby widza do jakichkolwiek refleksji.
Wróćmy do tego, o czym chciałem pomyśleć.
Była tylko jedna sytuacja, kiedy prawie zostałbym przyłapany na piciu alkoholu. Było to u ciotki na farmie. Wyszedłem wtedy na dwór, żeby nikt nie widział, co właśnie zamierzałem uczynić. Los chciał, aby ciotka polazła za mną. Do dzisiaj by myślała, że grzeczny chłopiec wyszedł wymienić psu wodę, gdyby nie taki jeden głupi kogut, którego nazwałem Wacław, wypił zawartość pojemnika. Do dzisiaj mu tego nie wybaczyłem. Przez tyle lat chowano przede mną alkohol. Teraz mam okazję. Tylko jak poprosić o chociaż jedną szklaneczkę bourbona. Grzecznie zapytać, czy może pokazać, o co mi chodzi...? Pokażę. Wstałem i podszedłem do stojącej na komodzie butelce, do której z pewnością wzdychałoby tylu mężczyzn. Chwyciłem. Popatrzyłem. Wróciłem. Postawiłem. Usiadłem. Spojrzałem.
- Pijemy?
Odkąd pamiętam, mam brudne myśli o najzwyklejszych rzeczach. Zaczęło mnie to coraz częściej spotykać, kiedy poprosiłem mamę, żeby dała mi najzwyklejszą w świecie bułkę. Nawet nie chcę sobie przypominać, jak ją wtedy nazwałem. To było takie... niesmaczne. Wtedy mamusia dowiedziała się, co jej siedmioletni synulek myśli o ''tyłach'' jego koleżanek.
Mając szesnaście lat, wypowiedziałem się w ten sam dziwny sposób o zwykłej kredzie do tablicy. Nauczyciel wziął mnie za tanią dziwkę, która, żeby zapomnieć o swoich problemach, bierze amfę. Do końca mojej nauki wolałem unikać nauczyciela. On korzystał z usług takich panienek. I wtedy to pierwszy raz przywitałem się z psychiatrą, który wypytywał mnie o jakieś nieistotne momenty mojego życia. Pytanie, które wydawało mi się oczywiste, najbardziej zaniepokoiło psychiatrę. Zapytał, jakim filmem byłoby moje życie. Odpowiedziałem, że byłaby to nudna biografia, która nie zmuszałaby widza do jakichkolwiek refleksji.
Wróćmy do tego, o czym chciałem pomyśleć.
Była tylko jedna sytuacja, kiedy prawie zostałbym przyłapany na piciu alkoholu. Było to u ciotki na farmie. Wyszedłem wtedy na dwór, żeby nikt nie widział, co właśnie zamierzałem uczynić. Los chciał, aby ciotka polazła za mną. Do dzisiaj by myślała, że grzeczny chłopiec wyszedł wymienić psu wodę, gdyby nie taki jeden głupi kogut, którego nazwałem Wacław, wypił zawartość pojemnika. Do dzisiaj mu tego nie wybaczyłem. Przez tyle lat chowano przede mną alkohol. Teraz mam okazję. Tylko jak poprosić o chociaż jedną szklaneczkę bourbona. Grzecznie zapytać, czy może pokazać, o co mi chodzi...? Pokażę. Wstałem i podszedłem do stojącej na komodzie butelce, do której z pewnością wzdychałoby tylu mężczyzn. Chwyciłem. Popatrzyłem. Wróciłem. Postawiłem. Usiadłem. Spojrzałem.
- Pijemy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz