- No, to może ja pierwszy. Nazywam się Kengo Matsuura - byłem niemal pewny, że to był JEGO głos. Może nieco wyższy, bardziej melodyjny, a akcentowanie przypominało bardziej zaciąganie marynarzy niskiego pochodzenia jak szlachetną szkołę dykcji. Mimo wszystko, podobieństwo było porażające. Fuar najwyraźniej też to zauważył, bo stanął pod oknem w swojej słynnej pozycyj "nie interesuje mnie, co tu się dzieje, ale spróbuj kiwnąć palcem, a odrąbię ci rękę". - Wiem, że składać papiery mogłem wcześniej i teraz jest już
za późno no, ale bardzo chciałbym uczęszczać tutaj - dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów.
- O-oczywiscie - odpowiedziałem po chwili wahania. - Zakon Graczy nie posiada jako takiego okresu zamkniętego, dlatego każda pora byłaby dobra. Teraz zwłaszcza, bo dopiero co zaczynamy naukę. Oczywiscie nie mogę zagwarantować decyzji Rady Graczy, ale złożę odpowiednie papiery w tym tygodniu i możesz oczekiwać testu. Do tego czasu myślę, że znajdzie się tu jakieś miejsce. Fu, jak tam ci wyszło z rozpiski? - popatrzyłem na dajmona, szukając w nim ratunku. Mimo wszystko wierzyłem, że zapanuje nad emocjami lepiej niż ja i pomoże mi się uspokoić.
- Dwie wolne cele, z czego jedna na pograniczu męskiej i damskiej części - odpowiedział rzeczowo, a ja odetchnąłem z ulgą, patrząc w jego spokojne, lodowe oczy.
- Cele? Chcecie nas tutaj zamknąć jak jakiś złodziei?! - spytał dość agresywnie dajmon chłopaka, na pierwszy rzut oka spod żywiołu ognia, a ja modliłem się, żeby tylko Fuar nie podjął wyzwania.
- Nie, to nie ON - stwierdził stanowczo zamiast tego dajmon, czemu odpowiedziały trzy pary zdziwionych oczu. Moje, oczywiście, ze zdecydowanie innego powodu. - Nawet po pijaku i pólprzytomny, ON miał zdecydowanie większą wiedzę o znaczeniu słów - w tym momencie nie wytrzymałem i zachichotałem. Kochany Fuar, zawsze można na niego liczyć.
- Nie powinieneś być niegrzeczny wobec gości Zakonu - stwierdziłem, tłumiąc radość w pięsci przesłaniającej usta. - Cela to klasztorna nazwa izby mieszkalnej, pokoju. Podobno kiedyś rzeczywiście były kratowane, jak w więzieniach. No, ale na chwilę obecną spartańskich warunków nie-vici - stwierdziłem luźno. Odzyskałem już w zupełności równowagę psychiczną i byłem gotowy do użerania się z przeorem.
- Znaczy się, że co? - wreszcie odezwał się chłopak... Kengo Matsuura. Po dłuższej obserwacji zastanawiałem się, jakim cudem ktoś tak różny od NIEGO mógł mieć tak podobny głos. No i oczy, to zwierciadło duszy, jak się okazało fałszywej do cna.
- Znaczy, że mamusia z tatusiem ci lepiej pokoiku na strychu nie wystroili - odpowiedział ironicznie Fuar, a ja znów stłumiłem w sobie śmiech, zwłaszcza po zobaczeniu wściekłej miny dajmona. Mimo wszystko, wydawał się rokować dobrze. Na razie.
- No noc, ja przygotuję papiery na wieczór i mi je wypełnisz, a potem jeszcze jakiś list motywacyjny będę musiał napisać. Póki co jesteś wolny, możesz iść do celi...
- Osiem - podpowiedział mi Fuar, a ja kiwnąłem głową lekko.
- Jeśli nie, to popatrz, kto zdąrzył już przyjechać, zajęcia zaczną się po przyjeździe reszty oczekiwanych nowicjuszy. Tak na szybko, to nie wolno opuszczać bez mojej wiedzy kapitanatu, wszelkie problemy zgłaszać na bieżąco, a przede wszystkim: wszelkie bójki, zwłaszcza z użyciem dajmonów, są ściśle wzbronione. To chyba wszystko na razie. Masz jakieś pytania? - popatrzyłem wyczekująco na Matsuurę.
<No więc?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz