środa, 11 listopada 2015

Spero (opowiadanie ratunkowe)

- Dobra Sebciu, mamy robotę - oznajmiłam otwierając z rozmachem drzwi do naszej celi.
- Sebciu?! - spytali jednocześnie Sebastian i Ana patrząc na mnie, jakby co najmniej mi odbiło.
- Wolicie ,,Idiota z obsesją na punkcie kotów"? - spytałam podchodząc do swojego łóżka i wyciągając spod niego torbę z bronią.
- Cóż, na pewno to bardziej w twoim stylu... - zauważyła Ana.
Wyciągnęłam z torby srebrny sztylet z misternie grawerowaną rękojeścią i wsunęłam go do pochwy przymocowanej do mojego paska.
- Możliwe - stwierdziłam przeglądając pozostałą zawartość torby. - Ale przecież każdy się zmienia, prawda?
- Prawda - przyznał Sebastian. - Każdy... poza tobą.
- Ty nie jesteś typem człowieka, który zmienia swoje przyzwyczajenia - dodała Anastasia.
Przymocowałam do pasa jeszcze katanę, po czym wsunęłam resztę sprzętu z powrotem pod łóżko.
- Dobra, macie rację. Nie zrobiłam tego, bo zmienił się mój stosunek do Sebastiana. Po prostu potrzebuję jego pomocy, a nie mam dzisiaj nerwów do tego, żeby użerać się z jego humorkami.
- Au - mruknął Sebastian pod nosem.
- Jestem po prostu szczera do bólu - powiedziałam. - Chodź już kretynie. Chcę mieć to już za sobą.
***
Moje zadanie polegało na tym, że mam się pozbyć Rakszan'a Rani który zakłócał spokój w Zakonie. Mogłam go zabić, przygarnąć lub zrobić co mi się spodoba, byle by stąd zniknął i przestał siać panikę.
A dlaczego akurat ja? Bo Enna wyjechał gdzieś w jakiejś ważnej sprawie, Ana... właściwie to nie wiem, dlaczego ona tego nie może zrobić, a Sine i Kenji są zbyt leniwi, żeby się tym zająć (przypuszczalnie, bo kto by ich tam wiedział, dlaczego nie mogli pofatygować swoich szanownych tyłków i sami tego załatwić)...
- Jak jest niepotrzebny, to pojawia się tuż przed tobą, a jak go szukasz nigdzie go nie ma - mruknęłam.
Sebastian milczał. Właściwie, to nie odezwał się odkąd opuściliśmy celę.
Westchnęłam i zatrzymałam się łapiąc dajmona za ramię i zmuszając, żeby też się zatrzymał.
- Proszę Sebastianie. Sama go nie znajdę - powiedziałam patrząc na niego maślanym wzrokiem (do czego to doszło, żebym błagała swojego dajmona o pomoc). -A ty doskonale wiesz, gdzie jest Rakszan.
Wbił wzrok w podłogę. Już chciałam dać za wygraną, kiedy podniósł rękę i wskazał palcem na sufit.
- Jest tam. Piętro wyżej i kieruje się tam - pokazał ręką w prawo.
- Czyli, że zaraz tu będzie...
- Gdybyśmy nie biegali jak idioci po całym budynku, tylko stali cały czas w miejscu, znaleźlibyśmy go szybciej - powiedział Sebastian sięgając za pas po noże, które wcześniej zwędził z kuchni. W jednej ręce trzymał trzy noże, co nadawało mu wygląd Wolwerina z X-men'a.
Przed nami znikąd wyrósł Rakszan Rein. Rzucił się na mnie (jak na prawdziwego ludojada przystało) nawet nie zauważając dajmona stojącego koło mnie.
Sebastian ciął Rakszan'a, który nic sobie z tego nie zrobił i przygwoździł mnie do ziemi.
Obnarzył ostre jak brzytwa zębiska ociekające żółtawą śliną i pochylił się tuż nad moją twarzą. Błe...
- Cuchnie ci z paszczy - mruknęłam śledząc strużkę śliny, która zwisała niebezpiecznie blisko mojej twarzy. - Powinieneś zainwestować w płyn do płukania ust.
Rakszan Rani zamarł i spojrzał na mnie zdezorientowany. To wystarczyło Sebastianowi. Rzucił się na niego i przeciął go na pół.
Bezwładne ciało spadło na mnie oblewając mnie posoką i wnętrznościami. Skrzywiłam się z obrzydzenia.
- Wiesz co? Chyba już wolę zostać obśliniona - jęknęłam wstając z podłogi. Spojrzałam na swoje ubranie. - I do tego jeszcze moja ulubiona bluzka nadaje się do wyrzucenia...
- Kupisz sobie nową - warknął Sebastian.
Podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i wykręcił, żeby mieć na nią lepszy widok. Syknęłam z bólu.
- Poza tym zniszczone ubranie to twój najmniejszy problem - dodał.
Dopiero teraz zobaczyłam, że wzdłuż mojej ręki biegnie długa, krwawiąca rana.
- To nic takiego - mruknęłam. - Zdarza się.
Sebastian chwycił mnie za drugą rękę i pociągnął w sobie tylko znanym kierunku.
- Mogę wiedzieć, co ty robisz? - spytałam z całych sił usiłując zachować spokój.
- Trzeba to opatrzyć - odpowiedział Sebastian i nagle się zatrzymał.
Przed nami stał Sine i patrzył na mnie z mieszaniną strachu i zdziwienia (wow, pierwszy raz widzę na jego twarzy tyle emocji na raz...).
- O! Witaj Sine - zaczęłam beztroskim tonem. - Co tam u ciebie słychać?
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Ze mną tak - odparłam. - Ale moje ubrania mają na ten temat inne zdanie.
Odwróciłam się, żeby odejść, ale zatrzymałam się w pół kroku.
- A, i pozbyłam się tego Rakszan'a Rani - rzuciłam przez ramię. - Wydaje mi się, że ktoś powinien posprzątać korytarz na drugim piętrze.
Po czym powlokłam się do swojej celi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz